Jest czerwiec, czyli taki tutejszy odpowiednik naszego
grudnia. Początek prawdziwej zimy. Co to oznacza w rzeczywistości? Średnio +20
stopni w dzien., ok. 10-15 w nocy. Kwitnące drzewa (aż mnie to dziś uderzyło po
oczach- kwiaty w grudniu!), hałasujące cykady za oknem i troche częstsze opady
(nie, nie śniegu).
Najlepsze jest to, że naprawdę szybko można się przyzwyczaić
do takiego klimatu i te wieczorne +15 zaczyna sie odczuwać jak prawdziwa Syberie
(trzeba założyć kurtkę (oh my God!) i naprawdę ‘jest zimno’!).
Pewnie ma na to wpływ to, że tutaj często nie
ma czegoś takiego jak ‘ogrzewanie’ w domu. No bo po co? ;)
Dziś zakończył się tygodniowy maraton deszczu. Deszcz się zmęczył
i trochę spocił, co czuć w powietrzu – wilgotność niestety wróciła do
tutejszych standardów z letnich miesięcy (czyli 80-90%). Wystarczy że człowiek przejdzie
się paręset metrów pod górkę i sam zaczyna tworzyć nowy strumień górski. No ale
co poradzić, chciałem to mam ;)
One more thing odnośnie pory roku – słońce zachodzi ok.
17, wschodzi ok. 6 rano. Pod tym względem pełnoprawna zima (fuck yeah! ;) ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz