piątek, 6 lipca 2012

Wpis 9 - Tajlandia - kraj w którym wszyscy chcą mi zrobić masaż ;)

Takiego brania na ulicy to jeszcze w życiu nie miałem. No ale po kolei. 
Quest był następujący: dostać się na pobliską plażę i przy okazji pozwiedzać miasteczko Patong. Łatwe, proste i przyjemne... no nie do końca. Idę sobie uliczką, podziwiam tutejsze mistrzostwo w budownictwie i inżynierii elektrycznej (niedługo chyba jakąś fotke na ten temat wrzucę), gdy nagle słyszę damskim głosem wołane "Masaaaaaz Misteeer?". Oferta masażu dobiegała z małego 'punktu masażu' na tej ulicy. 3 Panie ładnie ubrane, tylko czekały bym powiedział YES, ale nie, ide dalej. Jak sie szybko przekonałem to była dopiero pierwsza oferta z ok 20, w ciagu ok. 30 minut, średnia nienajgorsza ;)
I o ile na pierwsze 'zaproszenia i oferty' odpowiadałem jeszcze grzecznym 'No, senkju', to po 20 'ofercie' to już nawet odzywać się odechciało - pokręcenie głową, półuśmiech prawostronny, przyspieszenie kroku i tyle. No jakby nie patrzeć, takie atrakcje z czasem zaczynaja wkur... denerwować ;)
Aż przydałby się jakiś damski bodyguard, może wtedy by sobie odpuściły.
Oferty padały od Pań młodych i tych w średnim wieku. Od tych mających 'legalne i prawdziwe salony masażu' (czyli masaż bez podtekstów), jak i od tych oferujących masaż z dodatkowymi usługami (czyli z podtekstem).

Co ciekawsze usłyszane texty
- 'Masaaaaz Mister? (lekko skrzekliwym głosem) No? You come back, ok?'
- to samo co powyzej tylko ze w wydaniu mówczyni brzmiące jak' Wasssup?!' (przy tym uśmiechnąłem się bez wymuszenia ;)
 

Wpis 8 - O szkodliwości palenia w Malezji

Lotnisko w Kuala Lumpur w Malezji. Włóczy się człowiek, jak Zombie (po 1h snu) po rożnych atrakcjach lotniskowych, by tylko zabić czas i nieznośne oczekiwanie na kolejny lot. Atrakcji do okoła jest troche: a to 'oryginalne' azjatyckie mniszki buddyjskie sluchajace wykladu swojego mentora, a to malezyjscy wyznawcy Islamu w ciekawych czapeczkach ... ale i tak nic nie przebiło jednego - arcydzieła malezyjskiej myśli marketingowej - antyreklam przestrzegających przed skutkami palenia papierosów. Natrafiłem na nie w sklepie wolnocłowym, i tak, takie słit focie są na każdym kartonie (i zajmują przynajmniej 50% powierzchni)! 

Nasuwa się tylko jedno pytanie - ciekawe czy skuteczne? ;)

niedziela, 1 lipca 2012

Wpis 7 - O kotopodobnych na drzewach

Possum - zwierze o którym pierwszy raz usłyszałem po przylocie do Ozilandu. Wielkości kota, 'pluszowe', słitaśne, buszujące nocą po drzewach, kablach i śmietnikach. 
Pierwszy raz miałem okazje spotkać sie z wielkookim pluszakiem, pare tygodni temu, wracając późną nocą (ok 20) 'z miasta'. Z lekka zdyszany, doczłapałem się na to swoje wzgórze, gdy nagle nad głową, nad ulicą, po kablu, zasuwa coś dużego z dlugim ogonem. Po chwili wymiany uśmiechów, Possum ruszył w dalszą drogę. Gdzieś tak w połowie kabla i ulicy, postanowił zrobić sobie przerwę na wyprostowanie łapek. Opuścił się na swoim ogonie do pozycji 'nietoperzowej' i chwilkę polustrował okolicę. Jako, że brak ciekawych śmietników w okolicy, to szybko się zawinął i ruszył dalej.
Jak to cudo wygląda można zobaczyć na poniższych fotkach:



Wpis nr.6 - O kotach pływających po rzece

Jedną z ciekawszych opcji transportu w Brisbane, jest możliwość pływania na Miejskich Kotach wzdłuż rzeki. Może i jest to koniec świata i wiele rzeczy jest tu na odwrót, ale w tym przypadku nie chodzi tutaj o nadmiernie przerośniete sierściuchy z zamiłowaniem do wody. Miejski Kot (Citycat, w wersji oryginalnej) jest to tutejsza sieć połączeń promowych, rozciągająca się od University of Queensland, po okolice portu - czyli wszystkie centralne dzielnice miasta. Przejażdżka taka jest naprawdę ciekawa i momentami przywołuje wspomnienia z Wenecji (tyle że tutaj tak nie śmierdzi ;) ). 
Kocury i przykładowe widoczki miasta, które można podziwiać z ich grzbietu, można looknąć poniżej:








piątek, 8 czerwca 2012

Wpis no. five - Szczęśliwy Ozik to czysty Ozik

Producenci tutejszych kosmetyków lecą sobie w kulki... a właściwie w balls. W trosce o zdrowie i szczęście męskiej częsci populacji Ozików (czyt. Australijczyków), jeden z producentów płynu do kąpieli sięgnął umysłem marketingowca tam, gdzie chyba żaden w Polsce by się nie odważył. Poniższa reklama leci w tutejszych mediach (to nie fake!).


niedziela, 3 czerwca 2012

Wpis nr.4 - Z cyklu ciekawostki klimatyczne (być może to kogoś zainteresuje)


Jest czerwiec, czyli taki tutejszy odpowiednik naszego grudnia. Początek prawdziwej zimy. Co to oznacza w rzeczywistości? Średnio +20 stopni w dzien., ok. 10-15 w nocy. Kwitnące drzewa (aż mnie to dziś uderzyło po oczach- kwiaty w grudniu!), hałasujące cykady za oknem i troche częstsze opady (nie, nie śniegu). 
Najlepsze jest to, że naprawdę szybko można się przyzwyczaić do takiego klimatu i te wieczorne +15 zaczyna sie odczuwać jak prawdziwa Syberie (trzeba założyć kurtkę (oh my God!) i naprawdę ‘jest zimno’!).   
Pewnie ma na to wpływ to, że tutaj często nie ma czegoś takiego jak ‘ogrzewanie’ w domu. No bo po co? ;)

Dziś zakończył się tygodniowy maraton deszczu. Deszcz się zmęczył i trochę spocił, co czuć w powietrzu – wilgotność niestety wróciła do tutejszych standardów z letnich miesięcy (czyli 80-90%). Wystarczy że człowiek przejdzie się paręset metrów pod górkę i sam zaczyna tworzyć nowy strumień górski. No ale co poradzić, chciałem to mam ;)

One more thing odnośnie pory roku – słońce zachodzi ok. 17, wschodzi ok. 6 rano. Pod tym względem pełnoprawna zima (fuck yeah! ;) ).

Wpis no.3! – „Pomieszkując na ziemi królowej, na wzgórzu wysokiej bramy”


Jak wspomniałem już wcześniej, pomieszkuję sobie obecnie w Queenslandzie, a konkretniej w Brisbane. Ok. 0,5km ode mnie znajduje się tzw. West End – dzielnica blichtru i rozpusty… a tak naprawdę to dzielnica hipsterów, hipisów, backpackerów, New age’owców, studentów i… Greków. Tak, jest ich tu naprawdę sporo i ci z pokolenia przedpotopowego, popołudniami lubią wysiadywać wraz ze swoimi 80 letnimi ziomami na swoich sweetaśnych, małych werandkach i obserwować jak to hipsterzy hipstersko hipsterują w kierunku najbliższego hipsterskiego hipsterstwa (pubu/baru).

Jest tu sporo pubów, barów,restauracji i wszelkiej maści sklepów ‘alternatywnych’. Poza tym standardowa fauna spotykana w tym podobnych ekosystemach: paru żuli, kilku bosych artystów i muzyków i garstka Aborygenów przesiadujących na ławeczce.
----------------------------------------------------
Ciekawostka no.1 – około 5% tutejszych autochtonów (i co ciekawe nie Aborygeni) popierdala wszędzie na boso. Why? Tak Just. Jest ciepło, jest impreza ;) Albo innymi słowy: hipisów, ultra zielonych i ‘wyzwolonych’ jest tu sporo, a chodniki w całkiem dobrym stanie, tak wiec czemu nie?
----------------------------------------------------
Poza powyższym, wprawne oko (i ucho) obserwatora może zauważyć kilka dodatkowych ciekawostek: ok. 25% populacji stanowią wszelkiej maści azjaci. Od ziomow z Indii po Chiny, Tajlandie i Malezje. W takim towarzystwie facet może się poczuć jak prawdziwy Man z 190cm wzrostu ;)

Miedzy 14 a 16 można zapomnieć o jedzeniu i zakupach (no w większości). Wszystko pozamykane bo wszyscy w pracy… no poza tymi sprzedawcami. 
Od ok. 17 jest rzut na taśmę – z mroków biur i domów wyłaniają się tłumy pipoli i Cisna do wszystkiego co jest otwarte i produkuje przetworzone źródła białka i węglowodanów (w języku prostych ludzi: Ida się nażreć do restauracji). 
Od ok. 19 stężenie hipsterów i panienek ‘Readyyyy to paaaarty!!’ przewyższa dopuszczalne normy. 
A jeśli ok. 22 chcesz wejść do jakiegoś pubu – krzyżyk na drogę, marne szanse. Podsumowując: Oziki lubią imprezować (no w końcu chill out mate!).
---------------------------------------------------
Ciekawostka no.2 – jest tu ‘najgenialniejsze’ skrzyżowanie na świecie – jesteś po lewej stronie ulicy a musisz się dostać nie dość że na drugą stronę to jeszcze na jej prawa cześć? No problemo babe! 
Ciśniesz perfidnie przez środek skrzyżowania (po skosie), nie ma zmiłuj. I jest to w pełni legalne! Sweeet :)